Łódzki klub miłośników fantastyki

Ksiązki, RPG-i, Planszówki, Warsztaty literackie, Warsztaty teatralne


#1 2009-04-14 06:16:29

Cerbin

Administrator

Zarejestrowany: 2009-04-01
Posty: 12
Punktów :   

Matthew "Rozpacz Poranka"

Wygląd postaci

Słyszysz szuranie butów. Chwile później zza rogu wylania się, młody chłopak. Wygląda, że szura butami z czystego lenistwa. Niezbyt wysoki i dość szczupły młodzieniec, na oko około 17-18 lat. W miejscach nie osłoniętych prze ubranie dostrzegasz kilka blizn po oparzeniach. Lekki młodzieńczy zarost tworzący mizerną kozią bródkę, zwichrzona czupryna, oraz wściekle zielone oczy. Mamrocze coś pod nosem, jakby mówił sam do siebie. Nie rozumiesz poszczególnych słów, wyłapujesz jedynie dziwny, jakby brytyjski akcent. Chłopak rozgląda się uważnie po czym przebiega na drugą stronę ulicy

Ubiór postaci:

Omiatasz stojącego chłopaka spojrzeniem. Bandana na czole powstrzymuje niesforne włosy przed włażeniem do oczu. Szary t-shirt, znoszone jeansy mocno, powycierane na kolanach. Obrazu dopełniają podniszczone trampki. Ale twoją uwagę przyciągają "ozdoby". Kilka kolczyków w lewym uchu, bransoletka wykonana z wyprawionej skóry, rzemienia i kamyczków (wyglądają jak bursztyny) na prawym nadgarstku, oraz kawałek sznurka zwieńczony dziwnie poskręcanym kawałkiem metalu. Na szyj dostrzegasz kilka rzemieni, oraz sznurków, jednak ich zwieńczenia znikają pod ubraniem. Przez plecy przerzucony stary, mocno wypchany marynarski worek.

Historia postaci:

Tańczący Wśród Fal, uśmiechnął się lekko. Widział spojrzenia pełne wyczekiwania i nieme prośby. Sięgnął po swoją lirę i uderzył w struny. Caern wypełniła niepokojąca melodia i wzruszająca opowieść. Wszyscy słuchali w milczeniu, spijając słowa z ust wielkiego Galiarda. Wszyscy, poza jednym szczenięciem zwiniętym w kłębek i płaczącym cicho. Opowieść łamała serce. Mistrz potrafił sprawić, że słuchacze przeżywali to samo co bohaterowie jego ballady. Wszyscy czuli się tak jakby to właśnie oni walcząc ramię w ramię z żołnierzami IRA bronili swojej wolności i swojej przeszłości. Czuli ten sam strach, beznadziejność i wreszcie ukojenie i ucieczkę w uczucie. W miłość grzeszną i zdradziecką, ale tak namiętną i silną. Miłość, która przyniosła zgubę parze kochanków. Miłość która przyniosła rozpacz poranka. Opowieść mistrza kończy się tragicznie. Kochankowie giną w wybuchu. Są ze sobą do samego końca, razem na dobre i złe. Poprzez swoje bohaterskie poświęcenie odkupują grzeszną miłość, a wataha jak i cały szczep są z nich dumni. Z dziesiątków gardeł wyrywa się wycie. To słuchacze oddają cześć bohaterom. Oddają cześć watasze Złamanych Nadziej i parze kochanków, których miłość nie przeszkodziła w wypełnieniu swojej misji. Wyją wszyscy, poza szczenięciem zwiniętym w kłębek i płaczącym cichutko. Bo ta historia skończyła się inaczej niż w pięknej balladzie. Skończyła się jeszcze bardziej tragicznie. Z pamiętnego wybuchu z życiem uszła Patrząca w Niebo o Poranku. Przeżyła bo jej ukochany zasłonił ją swoim własnym ciałem. Przeżyła, aby spotkać się z pogardą swoich braci gdy wróciła do caernu brzemienna. Jego matka nie zginęła podczas wybuchu, umarła przy porodzie, przynajmniej tak mu powiedzieli. W jednym pieśniarz miał rację. Noc jego poczęcia zakończyła się rozpaczą o poranku. Szczeniak załkał ostatni raz i smutno poszedł w stronę swego legowiska. Nazywał się Matthew Rozpacz Poranka, i lepiej dla niego było by, aby tak jak w balladzie, po prostu nie istniał.

Siedział za drzewem bez słowa. Skulił uszy, aby stać się jeszcze mniejszy. Lekko wychylił się zza pnia. Widział mistrza rytuałów, słyszał jego słowa. Mimo, że często go podglądał zawsze bał się tak samo jak za pierwszym razem. Co będzie jeśli go złapią? Przełknął cicho ślinę, i wpatrywał się dalej. Wiedział co to za rytuał. Widział go już kilkukrotnie. Teurg przywołuje ducha i przywiązuje go do przedmiotu. Chłonął to co widział całym sobą. Widział i słyszał duchy odkąd pamiętał. A teraz widział rytuał, który sprawiał, że duch zostaje pochwycony i przywiązany do przedmiotu. Poczuł znajomy zapach, ale było już za późno. Zanim się odwrócił, coś złapało go za skórę na karku i podniosło do góry. Wyszczerzone kły i wściekłość w oczach strażnika caernu nie wróżyły nic dobrego.

Matthew rozejrzał się dookoła. Świat duchów atakował jego zmysły nieustającą falą doznań. Bywał tutaj już kilkukrotnie ale nigdy sam. Ta kara przerosła jego najśmielsze oczekiwania. Po stokroć wolał by, aby znów przetrzepali mu skórę. Wyrwane kłęby futra z czasem odrastają, a rany zrastają się. Pamięta jak kuląc się i czakając kary usłyszał słowa Mistrza Rytuałów. „Skoro jesteś taki cwany i żądny przygód i wrażeń, myslę, że nadszedł już czas na twój Rytuał Przejścia. Pokażesz ileś się nauczył zza tego drzewa. Pokażesz czyś wart tego, że tyle lat Cię tu trzymaliśmy”. Na samą myśl, aż zawył cichutko. Widział inne szczeniaki wyruszające na swój sprawdzian. Widział strach w ich oczach. Wielu z nich nie wiedziało kim tak naprawdę się stali, a właściwie kim tak naprawdę są. Nie rozumieli samych siebie. „I co z tego?” pomyślał chłopak. „To, że od zawsze wiem kim jestem, to, że znam świat wilkołaków stokroć lepiej niż oni. To ma mi zagwarantować powrót?”. Matthew wiedział, że każda wyprawa w Umbrę wiąże się z ryzykiem. Wiedział, że taka wyprawa w pojedynkę to nie lada wyzwanie. Wiedział, że przykucie ducha do medalionu, który kurczowo ściskał w masywnej dłoni to granica jego możliwości. Wiedział również, że duch którego wybrała mu starszyzna to samobójstwo. Żaden szczeniak w pojedynkę, nie zniewoli żywiołaka ognia. Mimo to podjął wyzwanie.

Leżał nieruchomo. Gdy otworzył oczy, prze chwile myślał, że już umarł. Ułamek sekundy później poczuł przeraźliwy ból, i wiedział, że i tym razem to tylko marzenie. Bolało go dosłownie wszystko, ale ból poparzonych rak i klatki pierścowej doprowadzał go do szaleństwa. Szaleństwa które uratowało mu życie. Ostatnie co pamiętał to przecinający powietrze, wibrujący krzyk rozzłoszczonego żywiołaka. Później była już tylko furia. Jak to się stało, że leży teraz pod drzewem i czuje ciepły deszcz zmywający krew z jego ciała, nie miał pojęcia. Wiedział tylko, że do caernu nie ma po co wracać. Nie dał rady, przegrał. Mimo, że było to do przewidzenia, porażka bolała straszliwie. W głębi dusz chciał zasłużyć na chociaż odrobinę szacunku. Teraz zostało mu już tylko jedno. Odejść w noc i już nigdy nie powrócić do ojczystych stron. Wszędzie będzie lepiej niż tutaj.

Włóczył się po Irlandii przez 3 miesiące, bojąc się, że zostanie odnaleziony przez swych rodaków. Pewnego wrześniowego poranka udało mu się wślizgnąć na statek płynący do nowego świata. Z podsłuchanych ludzkich rozmów, Ameryka jawiła mu się światem gdzie każdy może zostać kimś ważnym, istny raj na ziemi. Rzeczywistość szybko zweryfikowała jego szczeniackie poglądy. Nauczył się ukrywać pośród ludzi, żyć w ich osadach. Mimo to dalej wędrował z miejsca na miejsce. Czasami przymierał głodem, cierpiał niedostatki, szczękał zębami z zimna, mimo to bardziej cenił sobie to ponad wieczne wyzwiska i bicie jakiego doznał w swoim „domu”. Po prawie roku tułaczki dotarł w okolice LA. Wykończony, wygłodzony i zziębnięty postanowił postawić wszystko na jedną kartę. Stanął na najwyższym pagórku na jaki zdołał się wdrapać i ostatkiem sił zawył swoje imię.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi

[ Generated in 0.043 seconds, 8 queries executed ]


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.impressivetitle.pun.pl www.benomnitrix.pun.pl www.roleservers.pun.pl www.nagumie.pun.pl www.303rdlsu.pun.pl